wtorek, 6 kwietnia 2010

Niemcy

Dzisiaj był dzień załatwiania spraw-całej tej biurokracji-nasza tutorka nie mogła nam pomóc. Załatwiamy z Michałem wszystko sami i muszę przyznać, że jesteśmy z siebie dumni:) Tutorka nastraszyła nas, że nikt nie mówi po angielsku (w studentenwerk i w AM) tak naprawdę najgorzej po angielsku było się dogadać w informacji w AM  [chociaż to zależy od dziewczyn, które akurat tego dnia są w pracy] i przy karcie EKUZ ale to też nie stanowiło dla nas żadnego problemu. Wspominałam już, że nie znamy niemieckiego? Michał coś tam umie, np. dzisiaj powiedział po niemiecku:"Nic nie rozumiem po niemiecku" :) ah duma mnie rozpiera, że mam takiego zaradnego faceta :D :D :D. Ogólnie nawet z housemasterem dało się dogadać-trochę po angielsku,a  trochę body language:) Ale się da.

Z naszymi znajomymi z Polski, którzy przybyli dziś do Frankfurtu, wyruszyliśmy na zakupy......znowu zakupy. Michał wszystko przejada:)2 albo 3 razy tyle co ja.

Wróciwszy do akademika znaleźliśmy na parkingu pendrive. Zajrzeliśmy do środka, żeby sprawdzić czy może są jakieś dokumenty określające właściciela. Oczywiście były. Znamy jego dwa imiona, nazwisko i wiele innych rzeczy(także zdjęcia z imprez, których nie będę komentowała bo się wstydzę.....:> ). Umieściłam na formach Viadriny wiadomość, że ktoś zgubił pendrive i prawdopodobnie był to.... Jak narazie zero odezwu.

Wieczorem był BARHOPPING -czyli po kolejce w kilku barach. Spotkaliśmy się na przystanku tramwajowym przed akademikiem. Wszyscy pojechali tramwajem-a my z okazji, że mamy samochód a biletu nadal nie -ruszyliśmy za nimi w pościg. W pierwszym barze wszyscy zebrani siedzieli przy jednym stoliku i popijali piwko (które szczerze mówiąc smakowało jak podpiwek), później doszło więcej osób....i jeszcze więcej....i jeszcze więcej......było ich wszystkich około 40-50. Do następnego baru prowadziła nas czyjaś tutorka-bardzo sympatyczna dziewczyna Anya. Uciekła do domu po trzecim barze. Kiedy nam się znudziło siedzenie w tym samym miejscu-gdzie przyszliśmy tylko w kilka osób, a za 30 minut za nami cały tłum- i gdy Mike skończył rozmawiać z Oleńką;) stwierdziłyśmy, że raczej pójdziemy już do domu ale Mike stwierdził, że idziemy jeszcze do baru.....oki.....zaczęliśmy iść-sądziliśmy, że skoro przyszliśmy sami to i odejdziemy sami-jedynie w kilka osób- a tu taka niespodzianka-ruszyło za nami całe 50 osób.....tutora nie ma a Mike stał się przewodnikiem:) nawet niemieckie dresy bały się na nas spojrzeć, w sumie nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie idziemy, wiedzieliśmy tylko w którą stronę i że kolejny bar jest  gdzieś niedaleko i nazywa się Movie. Chcieliśmy uciec, schować się gdzieś w krzakach itp. ale nie wyszło...:) okazało się także po chwili, że przeszliśmy o jedną uliczkę za daleko i zaczęliśmy zawracać grupę, nie wszyscy albo zrozumieli albo nie wszyscy mieli te same plany-w każdym razie zgubiliśmy połowę z erasmusów-w tym naszą koleżankę z segmentu którą tam zaprosiliśmy. Gdzieś tam nadal z nimi chodziła.:) Okazało się, że poszli do innego baru.Pinar odwieźliśmy spokojnie do domu-chciała wracać na piechotę w środku nocy i trochę zajęło nam wyperswadowanie jej tego pomysłu ale jakoś się udało.

Ogólnie Mike przy stole był w centrum zainteresowania, cały czas opowiadał a wszyscy go słuchali. :) Nooo dał czasami coś dziewczynom powiedzieć, ale nie zawsze i nie za długo:P Cały Czechu:) Ogólnie został okrzyknięty przewodnikiem -guaiderem itp:)

Ok. Jutro pierwszy dzień szkoły. Przyznam, że się rozleniwiłam i  nie chce mi się tam iść, ale damy radę, Dzisiaj zwiedziliśmy uniwersytet od środka i już mniej więcej wiemy co i jak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz