piątek, 23 kwietnia 2010

Pl kontra D

Co do wczorajszych urzędów, to bardzo irytujący jest fakt, iż żeby zdobyć zameldowanie trzeba przyjść z niemieckojęzycznym tłumaczem, ponieważ tam rozmawia się tylko po niemiecku. Totalny bezsens zwłaszcza, że w mieście jest Uniwersytet zwany Europejskim (który-swoją drogą-także nie jest dostosowany do zagranicznych realiów). Musieliśmy wypełnić tak niewiele na kartce A4 a musieliśmy ciągnąć ze sobą tutorkę. Oczywiście przy wypełnianiu i podczas czekania w kolejce wywiązała się między nami dyskusja, że to w końcu jest urzad, który bardzo często obsługuje petentów z innych krajów, nie znających języka niemieckiego, że tak trudno jest przetłumaczyć kilka nazw albo chociaż wywiesić gdzieś na ścianie ogólnodostępny wzór wypełniania wniosku chociaż z tłumaczeniem angielskim. Tak jest tam od kilku lat, każdy erasmus musi przez to przejść. A co najlepsze, jeśli się z tym spóźni (nie ważne czy z lenistwa, nieobeznania, czy nie znalezieniu na czas osoby, która rozumie j. niemiecki) musi zapłacić karę, My co prawda załatwiliśy to po 15 dniach od podpisania umowy z akademikiem (bo na nią patrzą) i nie dostaliśmy kary, ale podobno zdarza się.

W sam raz do tematu i do porównania trafił się dzisiaj Michałowi newsletter z "Gazety Wyborczej" :







 W Polsce mówi się po polsku. Chcesz załatwić swoje sprawy, przyjdź z tłumaczem - taka polityka obowiązuje w punkcie obsługi mieszkańców na stacji metra Centrum. A mieści się tam m.in. oddział Wydziału ds. Cudzoziemców.

Aby nikt nie miał wątpliwości, urzędnicy na drzwiach powiesili kartkę: "We wish to inform you that Polish language is an offcial language at the municipal government office. Person, who do not speak Polish, should come here with the interpreter". Czyli: "Pragniemy poinformować, że język polski jest oficjalnym językiem w jednostkach urzędu miejskiego. Każdy, kto nie mówi po polsku, powinien przychodzić tutaj z tłumaczem".

Cudzoziemiec nie jest w tym miejscu rzadkością. Oprócz zwykłych spraw urzędowych - zbycie pojazdu, zameldowanie, aktualizacja NIP-3 itp. - od 2008 r. załatwia się tam sprawy obcokrajowców. Po to, by rozładować kolejki w Wydziale ds. Cudzoziemców przy Długiej. Można złożyć wnioski o udzielenie zezwolenia na zamieszkanie na czas oznaczony, osiedlenie się, pobyt rezydenta długoterminowego Wspólnot Europejskich. Informuje o tym duży plakat na szybie. Oczywiście jest w języku polskim, bo wiadomo - w Polsce czyta się po polsku.
 

Niezrażony urzędniczym pouczeniem zagajam: - Do you speak english here? ("Czy mówicie tutaj po angielsku?").

W środku dwie urzędniczki, dwie petentki i ochroniarz. - No! ("Nie") - rzuca jedna z urzędniczek ok. trzydziestki.

Nie odpuszczam i dopytuję po angielsku: - Czy to jest oddział Urzędu ds. Cudzoziemców?

- Chyba panu nie pomogę - odpowiada po polsku pani za biurkiem. - Trzeba zabrać ze sobą kogoś do tłumaczenia.

Włącza się jedna z petentek. Tłumaczy to, co powiedziała urzędniczka.

Ja: - Chcę wypełnić druk na pobyt długoterminowy.

Petentka tłumaczy.

Urzędniczka: - Są tam na stojakach. Ale to nic nie da, bo trzeba je wypełnić po polsku.

Tłumaczenie.

Petentka wstaje, podaje mi wniosek. Okazuje się, że są po polsku, angielsku, francusku.

Urzędniczka zza biurka: - Trzeba pracować pięć lat w Polsce legalnie, żeby starać się o rezydenta długoterminowego.

Tłumaczenie.

Pytam, czy wziąłem właściwy druk.

Urzędniczka: - Jak pan pracował pięć lat w Polsce, to chyba dobry.

Tomasz Andryszczyk, rzecznik ratusza, nie mógł uwierzyć, że na stacji Centrum wisi tak osobliwa kartka. Aż wysłał pracownika, żeby to sprawdził: - Rzeczywiście, wisi - mówi. - Powinna zniknąć natychmiast! W ciągu kilku tygodni zostanie tam zapewniona obsługa w języku angielskim, przynajmniej w stopniu komunikatywnym.
 
 

Właśnie.....we Frankfurcie-nie dość, że Uczelnia zwana Europejską ma napisane wzystko(włącznie z 50% wysyłanych informacji do erasmusów oraz wyborem większości przedmiotów) po niemiecku, to do tego urząd gdzie wszyscy erasmusi (w tym roku jest ich około 300) muszą!! załatwić pobyt ma pracowników, którzy nie znają innego języka poza swoim rodzimym. W tym momencie jestem dumna z mojego kraju. Przynajmniej tam od razu zostaje to załatwione. A we Frankfurcie....RATUSZ miasta-nie wierzę, że nie było tam kontroli i nikt nie wie w jakim języku można się tam dogadać. I nic nie zamierzają z tym zrobić.

Taka ciekawostka: Urząd w owym Ratuszu, w którym załatwia się zameldowanie nazywa się Bürgerbüro, gdzie Bürger-oznacza obywatel. Ja już nigdy nie pójdę do niemieckiego MCDonalda....

A propo tego artykułu wywiązała się internetowa dyskusja, otóż ktoś stwierdził, że w urzędzie napisano tę kartkę niepoprawnie gramatycznie bo powinno być np. zamiast person-people. W urzędzie jak w urzędzie, powinno być napisane gramatycznie, chociaż jakie kompetencje takie pismo....ale co powiedzie na to?:) :
 Taki parkometr jest na każdej ulicy Frankfurtu. Niby tak blisko Polski a nikt nie jest kompetentny, żeby to przetłumaczyć poprawnie....albo to ta niemiecka zawiziętość. Jak widać wszystko wolą zrobić sami i po swojemu....z marnym skutkiem...

Aaaa i jakże mogłabym ominąć raj, który dzisiaj znaleźliśmy rozwożąc oferty. Otóż proszę Państwa. Drzecin. Piękna ale to piękna stadnina koni. Z domkami wypoczynkowymi ooooolbrzymim stawem, plażą, siatkówką, paintball'em, restauracją itp. W życiu nie widziałam tak dobrze rozwiniętego miejsca z tak przedsiębiorczymi ludźmi. Mają tam około 50 koni! Dodam, że to po polskiej stronie granicy:)
Załączam stronkę. Chciałabym tam kiedyś spędzić kilka dni. CUDO!
http://www.ranchodrzecin.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz