piątek, 2 kwietnia 2010

Dzień pierwszy

(To tylko wygląda na taki długi post, po prostu jest wąski tekst:)

No i jesteśmy na miejscu!

Podróż do Frankfurtu nad Odrą:
Wyruszyliśmy samochodem o 4.40 rano. Pakowanie było dosyć trudną rzeczą. Obrada 3 osób stwierdziła, że nie zmieszczę się ze wszystkim co chciałam zabrać(a musiałam zabrać wszystko ponieważ wyprowadzałam się z akademika). 1/5 rzeczy zostawiłam u Michała.

Tak więc podróż zajęła nam 7 godzin z krótkim 10-minutowym przystankiem na sen. Jechaliśmy polską autostradą ile nasz lanosik wyciągał:), podobno 180 kh/h- ja nie wiem- spałam. Z początku autostrada A2 była darmowa, potem przejeżdżaliśmy przez 3 bramki, gdzie za każdym razem musieliśmy płacić 12 zł- by mieć możliwość dalszej jazdy.

Na miejscu pojawiliśmy się około 11.30. Pobłądziliśmy trochę po mieście, by znaleźć naszą tutorkę-osobę, która pomaga nam w sprawach związanych z erasmusem. Naszą tutorką jest Polka. Studentenwerk(dalej:SW) gdzie mieliśmy się wylegitymować i potwierdzić, że przyjechaliśmy studiować był czynny tylko do 11.00. Tak więc nasza boska tutorka-Dominika zebrała koleżankę i załatwiła nam kartkę z SW, dzięki której mogliśmy dostać klucze od Headmastera-dozorcy. Koleżanka biorąc karteczkę zapytała czy będziemy mieli wspólne mieszkanie-bo zwracaliśmy się z tym do nich drogą e-mailową. (Gdy wcześniej powiedzieli nam, że będzie to trudne do załatwienia, to stwierdziliśmy, że trudno- inne rozwiązania też mogą być...ale co nie zmienia faktu, że prosiliśmy o wspólny segment!). Tak więc Pani niemiło odpowiedziała koleżance, że nie bo nie napisaliśmy nic o tym w podaniu. :) Piękna biurokracja. Niczym w Poland:)

Wskazówka: Gdy już poszliśmy do dozorcy po klucze....
Na kartce z SW był napisany numer pokoju, kartkę zabiera dozorca dając nam klucze. Numer pokoju trzeba zapamiętać bo inaczej nie wiadomo gdzie kierować się z w/w kluczami:)

Dostaliśmy więc dwa klucze....do trzech drzwi...i tu taka zagwozdka...klucz do wejścia do klatki to ten sam co otwiera pokój, drugi jest do segmentu. Ale klucze do klatki innych nie pasują do innych pokoi. Świetne rozwiązanie ślusarskie. Drzwi do segmentu są zatrzaskiwane. Niedajboże zatrzasnąć klucze w środku. Tragedia murowana....trzeba dogadać się z tutorem, które nieponimajo englisz ani polisz.

Tak więc dzisiaj nas bolą nogi, chodzimy jak na szczudłach....dlaczego? Michał ma pokój na parterze....ja na czwartym piętrze...i jak już pisałam...miałam baaaardo dużo rzeczy do wniesienia a windy..nie ma:)
Po obudzeniu się-piękne zakwasy.

My tu już przystępujemy do zagnieżdżania się i rozpakowywania.....a Michała na schodach zaczepia biedna i zagubiona Turczynka-Pinar. Nie wie co ma zrobić, e-mailowała z interstudis, że przyjeżdża i że potrzebuje tutora. Nikt nie odpisał i nikt się nie zjawił. Więc musieliśmy się nią zająć. Pojechaliśmy z nią do SW-po sławetną karteczkę-drzwi otworzyły jakieś panie-Niemki ... bo akurat wychodziły. Przedstawiliśmy im sytuację, a jedna z nich-bardzo łamaną angielszczyzną powiedziała-że to nie ich sprawa i w sumie gdzieś to miały, że koleżanka nie ma gdzie nocować. W Polsce nie byłoby takiej sytuacji. Jak się bardzo prosi i jak widać, że nie ma wyjścia to chociaż podsuną rozwiązanie-a one-NIC.

No to wymyśliliśmy, że przenocujemy biedactwo przez tydzień ( bo SW jest zamknięte z powodu świąt) w Michała pokoju, a on w tym czasie zamieszka u mnie.

Potem zdolna Monisia-gdy już wnieśliśmy rzeczy Mikiego, żeby został u mnie- zgubiła klucze. Po wielkiej panice znaleźliśmy je na parkingu pod SW. Tak tak....Michał znalazł...za co jestem mu baaardzo wdzięczna:*

No i tak sobie żyjemy. Ja już rozpakowana-Miki żyje u mnie "na walizkach" :)

Co do Niemców.....

Pierwsze zdarzenie:
Mijanie się samochodami, Pan pchał się na siłę w wąskiej uliczce chociaż tylko on miał możliwość wytyłowania, żeby można było w ogóle przejechać, ogólnie, stanął miedzy nami i samochodem, stał, patrzył się i nic, dopiero Michał musiał mu pokazać, że trzeba wytyłować...ehhh gdy Michał mu podziękował-żadnej reakcji, żadnej zmiany na twarzy. Michał stwierdził, że oni nie pokazują emocji:)

Drugie:
Panie w SW-to już piasłam
Trzecie:
W moim segmencie jest bardzo miła Niemka, która spikuje english i fajnie się z nią gada.

Czwarte:
We Frankfyrcie nad Odrą (dalej:FO) na weekend znika z powierzchni ziemi ludność. Podobno wszyscy wyruszają do Berlina. Dziwne w Niemczech jadą na weekend do miasta, a w Polsce na wieś...
Wyjazd ludzi niesie za sobą coś takiego jak pozostawienie włączonej sygnalizacji świetlnej jedynie na głównych skrzyżowaniach:D byliśmy nieco zdziwieni.

Miasto ogólnie ładne i zadbane....no poza kilkoma starymi ruderami
aaaa i ludzie nie akceptują tam pasów, przechodzą przez ulicę w każdym miejscu w jakim mogą:) Żyją zdrowo, ale jak do tej pory widziałam biegających jedynie mężczyzn, zwłaszcza w starszym wieku.

Ogólnie miasto jest dobrze zorganizowane turystycznie, ale nie ma tam turystów, tylko garstka mieszkających tam ludzi, oblegających jedyną otwartą kawiarenkę.....tak w niedziele i święta NIC ale to NIC tam nie jest czynne...
Fajne porównanie...przeszliśmy do Polski a tam tyyyyle ludzi:) no i wszystko otwarte:)

Brzeg: Co do brzegu odry, to aż muszę to sfotografować, ale to jutro. Polski brzeg-trawa błoto, drzewa, nie zadbane, 1 czy 2 ławki.
Niemiecki: Wymurowany dosyć wysoki brzeg z tarasem widokowym, zrobiony przy tym skwerek z ławkami, plac zabaw, mały rynek itp. Przy ławkach co prawda porozrzucane puszki z piwem-Lechem...ciekawe kto nie trafił do śmietnika:/?

Aaa no i bardzo wartościujący jest fakt, że Niemcy ciągle się za Polkami oglądają:P

Hmmmm to by było na tyle. Jak na razie stoi na tym, że jesteśmy rozpakowani i improve nasz inglisz wraz z Pinar.

Mike chyba się zmęczył towarzystwem bo poszedł spać o 23.00 co jest u niego dziwne, ale dobrze...chociaż niech tu zregeneruje siły.

Pozdrowienia z FO:)
Dobranoc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz